Oj, odgrażałam się, odgrażałam. Że napiszę, że obsmaruję bądź pochwalę. No i w końcu usiadłam i napisałam. Recenzja wakacji patrząc na nie gastronomicznym okiem ;). Sorry, że tak długo musieliście czekać, ale cóż, dla mnie przepisy mają pierwszeństwo. ;)
Jak tradycja przykazuje trzeba raz w roku do Gdyni się wybrać. Ale nie tak przypadkowo nad morze i plackiem na plaży leżeć. Jeżdżę co roku właśnie tam, gdyż nie wyobrażam sobie wakacji bez Open’era.
Chociaż zawsze wynajmuję mieszkanie z kuchnią, w której mogłabym z powodzeniem coś upichcić to w tym roku się zaparłam. Nie będę gotować i koniec. Jak wakacje to wakacje. Niech ktoś ugotuje coś dla mnie!
Mam awersję po wpadce dwa lata temu; jak nagotowałam makaronu z mięsem na tydzień to nie mogliśmy go zjeść. Tak więc tak. Więcej gotówki, lista lokali przygotowana i byłam gotowa, aby smakować, przeżuwać, próbować i zajadać się!
***
1. Po pierwsze. Co prawda byłam tylko tydzień, ale jeść trzeba. I moje spostrzeżenie. Nawet jak jest sezon i do tego festiwal i wszystko jest 3 razy droższe to i tak jest taniej niż w Warszawie. Smutne, ale cóż.. Prawdziwe!
2. Biedronka. Gdzie się zaopatrywać na śniadania jak nie w Biedronce? Odkryłam pyszny serek India firmy Arla, ale niestety tylko regionalny. U nas go nie ma. I strasznie żałuję! Bodajże z kurkumą i curry. Jak jest u was koniecznie to spróbujcie.!
3. Pączuś. Gdzie są najlepsze pączki na świecie? W GDYNI. Matko Boska, wierzcie bądź nie, ale takich pączków jak tam robią nie skosztujecie nigdzie. Gdybym mieszkała bliżej pojechałabym po nie w tłusty czwartek.
4. Ryba. Gdzie zjadłam najlepszą rybkę? W smażalni X na deptaku. Nie jakieś tam wielkie restauracje na bulwarze nadmorskim. Zwykła smażalnia, plastikowy talerzyk i niska cena za dobrą jakość. Oby tak dalej!
5. Naleśniki. Podczas festiwalu, Gdynia przeżywa oblężenie. W porze obiadowej wcisnąć się gdziekolwiek na obiad graniczy z cudem. Na szczęście jest cudna Nalesnikarnia. Gdzie zjesz tanio i dobrze. A stolik zawsze się znajdzie, bo dziewczyny uwijają się jak mrówki. Mówię o gdyńskiej Fanaberii. Raz poszłyśmy na naleśniki w stylu hiszpańskim i indyjskim, a innym razem na sałatki. Czerwone pesto z kurczakiem i wiejska. Pysznie i świeżo, a porcje tak duże, że aż ciężkie do zjedzenia. Czasami myślę sobie, ze chętnie bym się do niej przeszła tu i teraz ;). Polecam!
6. Nie mogłam wrócić z wakacji nad morzem, niezjadłszy wakacyjnego gofra XXL z bitą śmietaną. Nigdy nie przestanę szaleć na ich punkcie.
7. Zapach wędzonki… na samą myśl cieknie mi ślinka.
8. Oldschoolowa wyciskarnia soków. A to było za odkrycie! Mały lokalik, ukryty gdzieś wśród molochów. Starszy pan sam wyciska soki, w środku kilka stolików i lada pełna dzbanków. Żałuje, że nie spróbowałam soku z szpinaku, albo kopru włoskiego. Brakuje mi czegoś takiego w stolicy. Pan na Marszałkowskiej zrobiłby furorę. ;)
9. T. Deker. O wybitnie zdolnym cukierniku przeczytałam w Food&Friends. Cukiernie tylko w trójmieście. Podbijają Berlin i Sztokholm. Czarują wyglądem i rozpieszczają smakiem. Bez cukru, dużo zdrowego miodu. Nie dostaniecie tu tradycyjnej napoleonki. To nie typowa cukiernia z tradycyjnymi wypiekami. Tęsknię za smakiem ciastek, których nie uraczę u siebie.
10. Lizaki bez cukru. Grillowane pianki. Czyli raj dla cukrożercy. Czytaj - dla mnie. Jedyny sklep w trójmieście. Wyczuwam trendy z zachodu. Może Bruksela, albo Berlin Tamtejsze sklepy ze słodyczami powodowały u mnie ból głowy, który był spowodowany niemocą przy wyborze. To samo poczułam w Gdyni. Niesamowite urozmaicenie dla słodyczoholików, którym przejadły się czekoladki, ciasteczka i batoniki ze sklepowej półki.
11. Cafe cynamon. Pyszna kawa. Miłe urozmaicenie od warszawskich sieciówek. Wielki wybór kaw na słodko, które notabene ubóstwiam ;). Rafaello rządzi! Jedna uwaga. Pan kelner blondyn niech się trochę rozchmurzy. Open’er szybko mija i sobie zaraz odpoczniesz dziecinko, więc odrobinę uśmiechu i serdeczności byłoby wskazane!
12. Restauracja Barakuda. Mega szok, wk**w i rozczarowanie. W necie co ja się nie naczytałam jak tam smacznie, przyjemnie i pysznie. Okropnie drogo w rzeczywistości, niesmacznie, dania zimne, obrzydliwie doprawione. Myślałam już o zwrocie, ale człowiek głodny, zwłaszcza opene’rowicz, zje w desperacji wszystko.
THE END...